Miałam kiedyś nadmiar gruszek, więc zrobiłam nastaw, ale to wino było... i miało być raczej słodkie, więc też mocniejsze.
To było dawno, dawno temu, w odległej galaktyce...
Rosło sobie w ogrodzie wielkie, silne drzewo, aż tu przyszedł wielki wiatr, strząsną cały owoc... No i trzeba go było zagospodarować. To była poniemiecka, ogromna grusza. Wyglądała na Konferencję, choć nieco bardziej ordzawiony owoc miała. Tych gruszek było ze 30 kg i były blisko dojrzałości konsumpcyjnej - kwas niski, cukier wysoki, konsystencja byłaby za chwilę maślana, gdyby nie wichura. Zmielone, wrzucone na prasę winiarską (stała w piwnicy "w spadku po dziadku", albo i po Niemcach), jakaś matka drożdżowa, zlewanie znad osadu, potem ponowne... pół roku w chłodnej piwnicy... i za cholerę nie chciało się klarować. Pomiarów żadnych nie robiłam, bo w prehistorii nawet nie wiedziałam, że takowe wypadałoby zrobić. Smak gruszkowy, ale mdły. Owoce były zbyt dojrzałe.
...i tyle.
To było dawno, dawno temu, w odległej galaktyce...
Rosło sobie w ogrodzie wielkie, silne drzewo, aż tu przyszedł wielki wiatr, strząsną cały owoc... No i trzeba go było zagospodarować. To była poniemiecka, ogromna grusza. Wyglądała na Konferencję, choć nieco bardziej ordzawiony owoc miała. Tych gruszek było ze 30 kg i były blisko dojrzałości konsumpcyjnej - kwas niski, cukier wysoki, konsystencja byłaby za chwilę maślana, gdyby nie wichura. Zmielone, wrzucone na prasę winiarską (stała w piwnicy "w spadku po dziadku", albo i po Niemcach), jakaś matka drożdżowa, zlewanie znad osadu, potem ponowne... pół roku w chłodnej piwnicy... i za cholerę nie chciało się klarować. Pomiarów żadnych nie robiłam, bo w prehistorii nawet nie wiedziałam, że takowe wypadałoby zrobić. Smak gruszkowy, ale mdły. Owoce były zbyt dojrzałe.
...i tyle.
Mów mi Małgorzato :)