Wiem, że zabrzmi to trochę dziwnie, być może nawet szokująco – szczególnie biorąc pod uwagę wszystkie wysiłki które do tej pory włożyłem w znalezienie odpowiednich odmian jabłek, opracowanie metod etc. – ale prostu wziąłem i zrobiłem… cydr z koncentratu 😉
Prawda jest taka, że skusiłem się na sprytny marketingowy chwyt. Przeglądając zasoby jakiegoś sklepu internetowego, rzucił mi się w oczy dział „cydr”, a w nim właśnie rzeczone koncentraty. Czemu to ma służyć? – pomyślałem – przecież można iść do byle sklepu i kupić po prostu karton soku, po co się bawić w koncentrat – i już miałem skrolować dalej, gdy moją uwagę zwrócił napis na opakowaniu, że produkt ten został przygotowany ze starannie wyselekcjonowanych jabłek, specjalnie do robienia cydru.
Jako że właśnie byłem po lekturze jakiegoś artykułu w Internecie o tym jak to cydrownie obniżając koszty robiąc cydry właśnie z koncentratów, i że obecnie są dostępne koncentraty również z bogatego w taniny soku, i faktycznie są robione konkretnie pod cydrownie – stwierdziłem, że kurcze może właśnie patrzę na taki produkt!? A jako że miałem już kilka innych rzeczy w koszyku… 😉
Aha, no i oczywiście jeszcze przydałoby się mieć jakiś punkt odniesienia, żeby móc porównać i odpowiednio docenić walory tego cydrowego koncentratu – więc w tym celu zakupiłem jeszcze jedną sztukę czegoś, co sprawiało wrażenie najzwyklejszego jabłkowego koncentratu 🙂
Minęło kilka dni. Czar prysł zaraz po otwarciu opakowania zbiorczego – okazało się że w środku nie ma jakiegoś specjalnego produktu: jest zwykły koncentrat na którym już nie ma słowa o jego szczególnym przeznaczeniu. Niczego mu nie ujmując, jest to po prostu koncentrat do rozcieńczania w dyspenserach, które używa się np. w hotelach. Ktoś ewidentnie wpadł na pomysł, że zrobi biznes kupując czyjś produkt i odsprzedając go potem w ładniejszym opakowaniu. Ten drugi, „najzwyklejszy” koncentrat, który kupiłem dla porównania, okazał się… tym samym produktem! 😉
Zdjęcie 1 – Koncentrat soku jabłkowego
Z jedną niewielką różnicą: koncentrat z opakowania „cydrowego” okazał się być wersją „premium”, która po rozcieńczeniu jest mętna, podczas gdy ten drugi był „nie-premium” – po rozcieńczeniu klarowny. Czego oczywiście nie sposób się było znikąd dowiedzieć – a jedyną różnicą jest słowo „premium” na nadruku z tyłu opakowania:
Zdjęcie 2 – Niby takie same, a w środku co innego
Stwierdziłem że w takim układzie nie ma sensu robić porównania i użyję tylko wersji „premium”, podczas gdy klarowny koncentrat zostawię sobie na potrzeby osobnych eksperymentów z dosładzaniem.
Pojedyncze opakowanie zawiera 800ml (1kg) koncentratu i według instrukcji powinno być rozcieńczone do objętości 5L. Jako że moje doświadczenie jest takie, że w tych wszystkich gotowych sokach cukru jest zawsze raczej mniej niż więcej, stwierdziłem że będzie w sam raz akurat, jak dodam mniej wody – szczególnie że zawsze warto zostawić trochę miejsca na pianę. Rozcieńczyłem kranówą, a co mi tam!
Zdjęcie 3 – Po rozcieńczeniu, 2 x 4,5L
Guzik. Okazało się że otrzymany w ten sposób sok wciąż jest bardzo ubogi w cukier – SG 1.040 to mniej niż można uzyskać nawet z bardzo wczesnych jabłek. Trzeba było rozcieńczyć do 3,5L – wtedy byłoby przyzwoite SG 1.050…
Zdjęcie 4 – Niska zawartość cukru
No ale nic to – jedziemy dalej, po prostu będzie mało alkoholu.
Odważyłem trochę drożdży:
Zdjęcie 5 – Drożdże
Ba, nawet je uprzednio uwodniłem, co muszę przyznać należy ostatnio do rzadkości 😉
Zdjęcie 6 – Uwadnianie drożdży
Zaaplikowałem, dodałem po pół grama pożywki, założyłem rurki i odstawiłem do piwnicy.
Jako że był styczeń, temperatura oscylowała w okolicy ~13C, fermentacja nigdy nie ruszyła zbyt gwałtownie – ale gdy po miesiącu zaglądnąłem na kontrolę, w rurce nie było już żadnej aktywności, a na dnie spoczywał drożdżowo-jabłkowy osad:
Zdjęcie 7 – Osad na dnie, już po fermentacji
Cydr wciąż był mętny, zlałem go więc znad osadu i wlałem z powrotem do wyczyszczonych dam, żeby spokojnie się podklarował i dojrzał. Przy okazji do jednej damy dodałem trochę tanin:
Zdjęcie 8 – Porcja sproszkowanych tanin
Tutaj chciałbym zaznaczyć, że te taniny dodałem jedynie po to, żeby sprawdzić czy przyspieszą klarowanie – bo taki skutek uboczny zaobserwowałem podczas innego eksperymentu i chciałem się przekonać czy to jest powtarzalne. Smakowo taki dodatek tanin nie wnosi nic ciekawego, a zbyt duża ilość może wyjść cydrowi na niekorzyść – więc w sumie nie polecam. Szczególnie że – uprzedzając rozwój wydarzeń – w tym konkretnym przypadku nie miały żadnego wypływu na poprawę klarowności.
Po całej operacji, damy ponownie zamknąłem rurką i ostawiłem na piwniczną półkę.
Normalnie starałbym się dopełnić damy pod korek, ale ze względu na to, że nie miałem zapasowego „soku”, a również mizerna początkowa zawartość cukru wykluczała w moim uznaniu dodatkowe rozcieńczanie – pozostawiłem je niedopełnione.
Po dwóch kolejnych miesiącach a na dnie urosła ponownie warstwa osadu, choć do pełnej klarowności wciąż było jeszcze daleko:
Zdjęcie 9 – Dwa miesiące po zlaniu znad osadu
Niestety, w tym samym mniej więcej czasie, pojawiły się pierwsze oznaki problemów: niska zawartość alkoholu, w połączeniu z dużą ilością wolnej przestrzeni, zaowocowała rozwinięciem się na powierzchni drożdży kożuchujących. Na szczęście problem złapałem we wczesnej fazie:
Zdjęcie 10 – Początek powstawania powierzchniowej warstwy drożdży kożuchujących
To jest jedna z tych nielicznych sytuacji podczas robienia cydru, kiedy działać trzeba natychmiast – pozostawione samym sobie, drożdże kożuchujące potrafią w przeciągu kilku dni opanować całą powierzchnię, prowadząc do nieodwracalnych i nieprzyjemnych zmian w smaku.
Tak więc zlałem obie damy – zarówno znad jak i spod osadu – do jednego naczynia, tym samym wypełniając je pod sam korek. Stwierdziłem że nie będę siarkował – przekonam się czy może samo przelanie i pozbycie się nadmiaru powietrza zatrzyma rozwój infekcji.
Zdjęcie 11 – Dwa w jednym
Niestety, już tydzień później problem dał o sobie znać ponownie, w postaci cienkiej (na razie) matowej warstwy na powierzchni:
Zdjęcie 12 – Nalot na powierzchni
Miałem już kiedyś podobny przypadek, którego niestety nie złapałem w odpowiednim momencie – efekt był taki że kożuch urósł, a cydr nadawał się wyłącznie do wylania:
Zdjęcie 13 – Zaniedbana infekcja na Dżersejach
Już przymierzałem się do ponownego przelania damy, tym razem z dodatkiem 50ppm, ale – trochę z lenistwa – zmieniłem zdanie i postanowiłem wypróbować alternatywny sposób, o którym kiedyś przeczytałem na jakimś forum. Mianowicie: po co aplikować SO2 do całej objętości, skoro infekcja rozwija się na powierzchni? Trzeba atakować problem tam, gdzie występuje!
Tak więc zrobiłem 5% roztwór pirosiarczynu, napełniłem mały atomizerek, po czym dokładnie opryskałem powierzchnię cydru, szyjkę i spód korka .
Zdjęcie 14 – SO2 w spray’u
Pomogło! Osad wprawdzie nie zaniknął, ale jego dalszy rozwój się zatrzymał. Po kolejnych trzech miesiącach sytuacja prezentowała się następująco (bez zmian na gorsze):
Zdjęcie 15 – Brak dalszego rozwoju osadu po 3 miesiącach
Wianuszek bąbelków naokoło szyjki wziął się stąd, że przeniosłem tę damę w cieplejsze miejsce, i w efekcie z nasyconego cydru zaczął ulatniać się dwutlenek węgla.
Muszę przyznać że jest to bardzo atrakcyjna metoda, dzięki której można poradzić sobie z infekcją, używając przy tym nieporównywalnie mniejszej niż normalnie dawki SO2. No i jest przy tym dużo mniej roboty, bo nie trzeba nic przelewać 🙂
Zdjęcie 16 – Pół roku od zakończenia fermentacji
Pół roku od fermentacji to zwykle taki czas, po którym uznaję że cydr z powodzeniem nadaje się już do picia.
Wprawdzie liczyłem na to, że zdąży się przez ten czas całkiem wyklarować, no ale niestety czasem nie do końca się to udaje. Mam wrażenie że zdarza się to szczególnie przy takich kupnych sokach. Podejrzewam, że są w nich mimo wszystko jakieś dodatki, które zapobiegają opadaniu osadu, żeby sok dłużej pozostawał jednolity. Może dodanie pektoenzymu coś by tutaj pomogło – ale nie ważne, jest wystarczająco dobrze, a po nalaniu do szklanki sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Poza tym cydr jest do konsumpcji we własnym zakresie – nie będę przecież nikogo częstował cydrem z koncentratu, jeszcze by mi nie daj Boże powiedzieli, że tym razem wyszedł na prawdę fajny 😉
Z tego też względu stwierdziłem że nie będę go butelkował/refermentował i będę pił taki jaki jest, bez gazu. Schłodziłem całość w lodówce, nalałem trochę i… po pierwszych łykach doszedłem jednak od wniosku, że jednak przydałyby się bąbelki… Co tu zrobić? Nie chce mi się bawić w butelki, na kega to trochę za mało, poza tym mam już gotowy schłodzony cydr…
Z odsieczą przyszedł stary zapomniany saturator!
Film 1 – Sodastream, czyli taki trochę inny syfon
Dla ciekawych, tak wygląda wnętrze tego saturatora – w środku jest pokaźnych rozmiarów nabój CO2, a jego działanie polega po prostu na energicznym wstrzykiwaniu gazu do zawartości butelki:
Zdjęcie 17 – Wnętrze saturatora
Tak, teraz zdecydowanie lepiej! Poziom uzyskanego w ten sposób nagazowania nie może się wprawdzie równać efektom refermentacji, ale cydr i tak się ożywił:
Zdjęcie 18 – Nieco nasycony cydr
No dobrze, na zakończenie jeszcze kilka słów o samym cydrze. Wbrew mojemu dość negatywnemu początkowemu nastawieniu, cydr wyszedł lekki, niekwaśny – jakby to ująć – całkiem pijalny 🙂 To znaczy nie ma w nim nic zaskakującego, nie odstaje ani na plus ani na minus – jest taki po prostu neutralnie, przeciętnie smaczny. Jak na tak niewielki nakład pracy, efekt jest na prawdę przyzwoity 😉
Ale ogólnie wniosek jest taki, że te koncentraty „na cydr” to trochę taka ściema, bo zasadniczo jest to po prostu zwykły koncentrat, i jedyna zaleta w porównaniu z „cydrem z kartonika” jest taka, że na początek jest mniej dźwigania.
Użycie sodastream na filmach na YT kończy się albo nagazowaniem, albo gwałtownym spienieniem i wylaniem cydru. U mnie niestety zdarzyło się to drugie. Wydaje mi się, że różnica tkwi w montażu butelki. U Ciebie jest gwint, a u mnie szybkozłączka.
Po obejrzeniu na YT filmu z cydrem z koncentratu przymierzam się do zakupu takowego. Dokładnie zastanawiam się nad takim/takimi, jak kupiłeś. Szkoda, że nie porównałeś cydrów właśnie z tych 2ch koncentratów. Różnica to jakieś 13-15zł, a może okazać się, że nie różnią się niczym.
https://www.youtube.com/watch?v=y4d0iBdjHm8
Hmm, koncentrat to bym widział albo do dosladzania, albo do zrobienia cydru a’la lodowy (tu chyba bardziej ognisty, ze względu na proces oddzielania wody z niego). Czyli doprowadzić moszcz do jakichś 23briow albo lepiej i to przefermentowac plus dosłodzić po stabilizacji.