Podchmielony cydr

W ramach przeciwwagi dla poprzedniego, mocno naukowego tematu, teraz dla odmiany coś bardziej empirycznego!

Zdarzyło mi się kilkakrotnie trafiać na wzmianki o chmielonym cydrze. Czy takie połączenie faktycznie ma sens? Opinie, jak to opinie – są dość zróżnicowane 🙂 Wreszcie nadszedł czas, żeby samemu spróbować.

Miałem już raz podejście do chmielenia cydru – spontanicznie, bez przygotowania: komuś zostało trochę chmielu z warzenia piwa, wrzuciłem, trochę postało – efekt był… trudny do przełknięcia: ciekawych aromatów nie zaobserwowano, za to cydr zdominowała mocna goryczka.

Potem okazało się, że są „chmiele” i „chmiele”: jedna grupa to takie, które stosuje się dla uzyskania goryczki, podczas gdy zupełnie inne służą do wzbogacenia aromatycznego bukietu… Poza tym trzeba ich było dać mniej i też krócej potrzymać – ale to wiem dopiero teraz, jak się trochę w temacie wyedukowałem 🙂

Tak więc tym razem podszedłem do chmielenia z chłodniejszą głową, wyczytałem co tam ludziska piszą, i wybrałem 4 typowo aromatyczne odmiany:

  • Galaxy
  • Citra
  • Mosaic
  • Simcoe

Zdjęcie 1 – Chmiele

Na potrzeby eksperymentu wykorzystałem partię cydru nastawionego w czerwcu, link, który podobnie jak poprzednie cydry robione z zeszłosezonowych jabłek, z udziałem długiej maceracji, nie miał w sobie nic ciekawego. W sam raz materiał do dalszej obróbki – może akurat dzięki tym chmielom uda się z niego coś wyczarować 🙂

Tak więc przystąpiłem do chmielenia mając już sklarowany i praktycznie gotowy cydr:

Zdjęcie 2 – Przygotowanie do chmielenia

Przez chwilę miałem problem, żeby wymyślić w czym umieścić ten chmiel – żeby po całej operacji cydr jednakowoż wciąż był klarowny, i żebym nie musieć walczyć z nowym osadem. Na szczęście szybko przypomniałem sobie o zalegających w szufladzie papierowych torebkach do parzenia herbaty – idealne!

Jeśli chodzi o to ile tego chmielu potrzeba… cóż – zdecydowanie nie było w tym temacie zgody i każde źródło do którego dotarłem proponowało inną dawkę 🙂 Ostatecznie zdecydowałem się postąpić zgodnie ze wskazówkami kogoś, kto zdawał się zajmować w Stanach takimi cydrami na bardziej komercyjną skalę: 150g/100L – czyli w przypadku moich dam: po 7,5g.

Zdjęcie 3 – Ilość chmielu na jedną damę

Te szklane kulki na powyższym zdjęciu to dodatkowe obciążniki, które dodałem do każdego woreczka, żeby osiadły na dno, zamiast unosić się na powierzchni. Do każdego woreczka dałem po 5 sztuk, ale to okazało się być dość na styk, bo dwa woreczki po pewnym czasie zdecydowały się jednak wypłynąć – musiałem je trochę pozachęcać, żeby ponownie opadły.

Zdjęcie 4 – No to chmielimy

O ile co do ilości nie było konsensusu, o tyle w kwestii czasu chmielenia wszyscy byli raczej zgodni że tydzień, góra 10 dni, w zupełności wystarczy – i nie powinno się trzymać tego chmielu dłużej. Po tym czasie cydr trzeba od razu zabutelkować, bo aromat chmielu jest bardzo ulotny.

Tak więc potrzymałem woreczki w damach przez 7 dni, po czym zlałem cydr do butelek, dodałem cukru do refermentacji, i tak zostawiłem na kolejne kilka tygodni.

Efekt? Muszę przyznać… interesujący 🙂 . Cydr, który do tej pory nie reprezentował sobą nic ciekawego, faktycznie nabrał nowych, niespotykanych aromatów. Zarówno dawka jak i czas okazały się odpowiednie – wpływ chmielu był wyraźny, ale nie przesadnie dominujący.

Każda z próbek wypadła moim zdaniem fajnie – co chmiel to inny efekt! Ale ostateczna ocena w ogromnej mierze zależy od indywidualnych upodobań. Moi degustatorzy nie zawiedli… przyjmując wszystkie skrajne stanowiska 😉

Niektórzy stwierdzili, że fajnie że się bawię w takie rzeczy, ale zupełnie nie tego szukają w cydrze. Wśród bardziej przychylnych 😉 dużym powodzeniem cieszył się dodatek Simcoe – jako że był najbardziej zrównoważony, a aromatów nie można było łatwo sklasyfikować; w odróżnieniu od Citra, który wyróżniał się zdecydowanie cytrusowym aromatem, również bardzo w porządku, moim zdaniem. Galaxy i Mosaic oprócz ciekawych aromatów dodały również odrobinę goryczki – co na przykład mnie osobiście pasowało, i konkretnie Galaxy należał do moich faworytów, ale za to degustatorki zgodnie odrzuciły te próbki argumentując, że tego typu chmielowa goryczka w cydrze im nie odpowiada… Przy takich rozbieżnościach nie ma szans na wyłonienie faworyta 😉

Ale też nie o wyłonienie najlepszego chmielu tutaj chodziło – bardziej o zaspokojenie ciekawości czy w ogóle warto się w takie rzeczy bawić.

Moje zdanie jest takie, że jest to ciekawy pomysł, może dać całkiem nowe życie przeciętnemu cydrowi, a efekt jest bardziej pijalny niż się tego spodziewałem. Wszystkie przetestowane chmiele nadają się do tego zastosowania, a sama metoda (ilość, czas, aplikacja do gotowego cydru) zadziałała bardzo dobrze. Tym samym swoją ciekawość uważam za zaspokojoną, i myślę że tyle mi w tym temacie wystarczy 😉

Jak ktoś jest chętny żeby spróbować, wiadomo już jak się do tego zabrać! 🙂

4 komentarz do “Podchmielony cydr

  1. Sądzę, że to zmętnienie to właśnie sprawka drożdży…

  2. Chyba nie za bardzo rozumiem pytanie. Żelowanie w celu klarowania? Nie lepiej poczekać aż samo się sklaruje – czas i grawitacja, ewentualnie wspomagana pektoenzymem, robią swoje. Czy wciąż się nagazuje po żelatynowaniu? Dla pewności zawsze możesz dodać szczyptę drożdży, dosłownie kilka okruszków, do butelki przed zakapslowaniem.

  3. Ogromna większość piwowarów domowych w Polsce nagazowuje piwo, cydr metodą refermentacji w butelkach. Jak się to ma do żelatynowania wyrobów?

  4. Podział na chmiele aromatyczne i goryczkowe jest raczej tradycyjny, z uzytych przez Ciebie chmieli wszystkie mają typową zawartość alfakwasów w okolicach kilkunastu procent, podczas gdy tradycyjnie goryczkowa Marynka dochodzi do 10%, a 'aromatyczny’ Lubelski czy Saaz 3-4%. Z drugiej strony przy chmieleniu na zimno na goryczkę wpływają beta-kwasy (alfakwasy muszą zizomeryzować w wysokiej temparaturze żeby dać goryczkę, beta-kwasy robią się gorzkie z tego co pamiętam od utleniania) – generalnie dość szeroki temat.
    Za ulatnianie się aromatów chmielowych odpowiada głównie utlenianie, więc jeśli cydr jest siarkowany teoretycznie powinien być dłużej chmielowy niż piwo, do którego nie dodaje się siarki, ale za to można dodać w charakterze przeciwutleniacza witaminy C.
    Co do czasu chmielenia, to proponuję spróbować jeszcze inaczej (proces „zmałpowałem” po jednym z browarów rzemieślniczych i wychodzi bardzo dobrze): płyn podgrzewamy do górnych kilkunastu stopni (w warunkach domowych przenoszę w temperaturę pokojową), dodajemy chmiel luzem i mieszamy 24h (używam mieszadła magnetycznego). I tu się kończy chmielenie, dalsze postępowanie zależy od sprzętu – schłodzenie + żelatyna lub zlanie przez filtr (hopstoper lub w wersji ubogiej nylonowa skarpeta o wysokim den) + schłodzenie.
    Przy wysokich dawkach chmielu (1.5g/L to raczej mała dawka) napój może zmętnieć, w sklarowaniu pomoże żelatyna: http://brulosophy.com/2015/01/05/the-gelatin-effect-exbeeriment-results/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *