W cydrowej piwniczce przybył kolejny rządek dam. Tym razem w słusznej sprawie sok oddały: Champion, Rubinola, Mutsu i Gloster. Te dwa ostatnie bardzo przyjemnie w wyciskaniu: miąższ po zmieleniu był sypki i bardzo szybko dało się go odcisnąć praktycznie „do sucha”.
W pamięci na pewno zapadnie mi Gloster – raz ze względu na oryginalny wygląd miąższu, a dwa ponieważ podczas jego mielenia zepsuł mi się mój wiertarkowy blender. I choć udało mi się dokończyć, muszę zdecydowanie przyspieszyć prace nad nową maszyną do rozdrabniania.
W kolejce czeka już Boskoop, ale nie będę się rozkładać z robotą dla jednej odmiany. Liczę że niedługo pojawi się więcej tzw. zimowych odmian, choć żaden z handlarzy nie potrafi mi konkretnie odpowiedzieć ile jeszcze, i jakie, się pojawią. Jedyne co udało mi się ustalić, to że jeszcze tydzień, dwa i będą Idared’y.
Gloster podczas krojenia zaskoczył mnie takim widokiem:
Zdjęcie 1 – Szklisty miąższ
Widziałem już wcześniej coś takiego, bodajże w przypadku Fuji, ale zawsze były to sporadyczne przypadki, no i owoce nie były aż tak porażone. W pierwszym odruchu zacząłem wyrzucać takie „dziwne” egzemplarze, ale szybko odkryłem że problem dotyczył mniej więcej połowy populacji, więc właściwie równałoby się to konieczności ponownego kupienia tej odmiany… więc zacząłem dochodzić co to właściwie jest, to na co patrzę 🙂
Okazało się że ta przypadłość to tzw. „szklisty miąższ”: zaburzenie przetwarzania sorbitolu we fruktozę – te szkliste miejsca to właśnie nagromadzony sorbitol . Powody tej przypadłości mogą być różne: przenawożenie, niedobór wapnia, nagły spadek temperatury, etc. Niektóre gatunki są bardziej podatne, w tym m.in. Gloster.
Jako że powodem takiego wyglądu okazały się nie być żadne szkodliwe mikroorganizmy, a i w smaku jabłka były całkiem normalne, stwierdziłem że właściwie efekt użycia takich egzemplarzy może być nawet ciekawy: sorbitol to niefermentowalny cukier, czyli powstały w efekcie cydr powinien być po prostu słodszy. Zobaczymy co z tego wyjdzie 🙂
Tak więc przystąpiłem do mielenia i… poniżej zdjęcie tego co się stało z moim blenderkiem: odłamał się trzpień, za który łapie wiertarka!
Zdjęcie 2 – Zepsuta rozdrabniarka
Tak po prostu pękł u nasady! Zmęczenie materiału. Nie wytrzymał ciągłego naciskania i uginania. Ani chybi wada konstrukcyjna – ten element powinien być mocniejszy, grubszy, zrobiony z mniej kruchej stali!
Początkowo myślałem, że to już koniec i nie będę w stanie go więcej używać, bo wyglądało na to że nie ma za co złapać wiertarką, ale ostatecznie odkręciłem górną nakrętkę i teraz wystaje jeszcze ~1cm… Także awaryjnie da się go wciąż używać, choć mocowanie nie jest już stabilne.
Na zdjęciu po prawej stronie widać również brak jednego z „zębów” – to akurat stało się już dawno, i właściwie nie tyle nie przeszkadzało, co nawet ułatwiało mielenie, bo dzięki temu ostrze miało dostęp do większych kawałków.
Ile jabłek zmieliłem tym blenderem? Szacuję że tak ~400-500kg. Z jednej strony dużo, ale z drugiej strony to nie miało być urządzenie na niecałe dwa sezony…
Ostatecznie udało mi się dokończyć mielenie Gloster’ów, które zrewanżowały mi się bardzo ładnie puszczając sok. Jak zwykle zmierzyłem poziom pH, i po raz kolejny doszedłem do wniosku, że te późne odmiany mają zdecydowanie wyższy odczyn… Zastanowiło mnie to trochę, bo w smaku sok nie był znowu jakiś dużo mniej kwaśny, więc sięgnąłem do szuflady po roztwór do kalibracji o pH 4.01, który kiedyś kupiłem na zapas, i… miernik pokazał pH 4.30 :/ Trochę poniewczasie wpadłem na ten pomysł z kalibracją. Szczerze mówiąc zaniedbałem to trochę świadomie, bo stwierdziłem że na tyle rzadko robię pomiary, że wystarczy jak skalibruje raz na sezon. Tak to jest jak człowiek chce być mądrzejszy od instrukcji. No cóż, to trochę podważa wiarygodność moich dotychczasowych pomiarów. Trzeba będzie zmierzyć ponownie, już po skończonej fermentacji – choć to nie do końca to samo…
Jakby tego było mało, odstawiając wypełnione sokiem damy do mojej cydrowej piwniczki zauważyłem że z Paulared’em dzieje się coś niepokojącego. Może nie ma tak wyraźnego wykwitu jak poprzednio Papierówka (która jak na razie ma się dobrze), ale również coś tam zaczęło kwitnąć na powierzchni. Niezwłocznie przelałem ten cydr do nowej damy, zasiarkowałem, ale obawiam się że to może być dopiero początek problemów. Następnym razem trzeba będzie jednak wypełniać damy „pod korek”, a tymczasem trzeba chyba poważnie zastanowić się nad butelkowaniem.
Sęk w tym, że chciałem butelkować dopiero jak się w pełni wyklarują, a z tym to na razie im nieśpieszno. Co zaskakujące, wciąż nie sklarowały się najstarsze a jedynie kilka z tych, które przelewałem na „cichą fermentację” dwa tygodnie temu, m.in. Eliza. Nie wiem dlaczego akurat te – w każdym przypadku robiłem przecież dokładnie tak samo. Musi to być kwestia konkretnych odmian. Może poczekam jeszcze kilka tygodni…
Na koniec, przytłoczony ilością walących mi się na głowę problemów ;), popadłem w melancholię i zacząłem zastanawiać się ile odmian jabłek przegapiłem. Porównując z listą odmian (teoretycznie) występujących w Polsce, mam pewne braki. Ale pewnie też nie wszystko dało się tutaj u mnie kupić, bo to pewnie zależy od tego co hoduje się danym regionie – nie sądzę żeby opłacało się wozić jabłka na drugi koniec kraju, szczególnie jeśli danej odmiany nie ma akurat wiele, i wiadomo że i tak sprzeda się lokalnie. Niektóre odmiany pewnie i dało się kupić, ale było ich na tyle mało że powiały się jednego dnia i natychmiast wyprzedawały – trudno żebym odwiedzał plac codziennie… Na pewno koło nosa przeszła mi Melaroza – proponowali mi kiedyś, ale nie miałem pojęcia co to za wynalazek i w sumie nie wziąłem – a szkoda bo to podobno bardzo dobre jabłko: słodkie podobnie jak Renety czy Boskoop’a.
Ale czy jest się czym martwić? I tak jest tych jabłek dużo więcej niż się spodziewałem jak planowałem ten eksperyment – mam już 27 różnych odmian, i to tylko kwestia czasu jak przekroczę 30! Może faktycznie trzeba zacząć butelkować – nie mogę w nieskończoność dokupywać dam…
Borykam się z identycznymi problemami, moje nastawy nie klarują się. Konsultowałem to z kolegą który zajmuje się cydrami trzeci rok i miał jedną radę – czekać cierpliwie. W okolicach lutego nawet te oporne sklarują się same. Kiedyś próbował stosować substancje klarujące ale obecnie uważa że to nie ma sensu wystarczy poczekać. Zobaczymy.