Najstarsze cyderki z sezonu 2016/2017 dojrzewają w damach już kilka miesięcy. Aktywność w rurkach już dawno ustała, z niektórych już jakiś czas temu usunąłem rurki i zwyczajnie zakorkowałem. Większość dość ładnie się już sklarowała, choć paradoksalnie te z najwcześniejszych jabłek wciąż nie są do końca przejrzyste. Nic nie szkodzi. Biorę się za butelkowanie.
Miałem ambitny plan, żeby w weekend rozprawić się z większością, jeśli nawet nie z wszystkimi. Konfrontacja z rzeczywistością nie wyszła jednak po mojej myśli: sobotnie popołudnie, wieczór i kawałek nocy zakończyły się wynikiem 12:15 dla dam – 15 pozostało na następny(e) raz(y).
Nie da się ukryć jest trochę zachodu z tym butelkowaniem.
Zaczyna się od tego, że trzeba przygotować butelki. Dobra praktyka jest taka, że myje się po użyciu, a sterylizuje przed użyciem. Jak się nie opłucze butelki po opróżnieniu i pozwoli pozostałej zawartości zaschnąć, domycie jej po kilku miesiącach – kiedy to właśnie będziemy jej ponownie potrzebować – będzie bardzo pracochłonne. Z drugiej strony, wysterylizowanie butelki zaraz po użyciu nie zapewni że wciąż będzie idealnie czysta w kolejnym sezonie – więc tylko niepotrzebnie się narobimy.
Do mycia butelek przydaje się taki stojak:
Zdjęcie 1 – Stojak na butelki
Ten mieści bodajże 40 butelek, ale są zarówno mniejsze jak i większe. Bardzo przydatny jest ten zbiorniczek na górze, z końcówką do wpsikiwania do butelek środka sterylizującego.
Zdjęcie 2 – Sterylizacja butelek
Do sterylizacji używam 2% roztworu pirosiarczynu potasu (20g / L) – działa tak samo jak pirosiarczyn sodu, może jest trochę droższy, ale nie ma tego strasznie drażniącego zapachu. No i nie muszę mieć dwóch różnych środków: osobno do mycia i siarkowania.
Zwykle sterylizuję butelki na chwilę przed użyciem – nie czekam jak dokładnie wyschną. Poniekąd z premedytacją: zakładam że to co pozostanie w butelce będzie miało korzystny wpływ na dalsze przechowywanie, ze względu na przeciwutleniające i antyseptyczne właściwości SO2.
Siarkowanie podczas butelkowania nie jest ewenementem, choć zdania są tu mocno podzielone: są tacy którzy z założenia SO2 nie stosują nigdy, inni zalecają na tym etapie dodatek 50ppm. Jeśli w 0,5L butelce pozostanie np. rzędu 1ml użytego do dezynfekcji środka, przełoży się to na dawkę ~20ppm SO2. Także nie ma konieczności, żeby czekać aż butelki całkiem wyschną, ale warto dać im chwilę, żeby obciekły.
Oprócz butelek, trzeba wysterylizować również inne sprzęty, które będą miały kontakt z butelkowanym cydrem: rurki, kapsle, naczynia pośrednie (damy, garnki, fermentory), etc.
O co chodzi z tymi „naczyniami pośrednimi”? Zanim zacznę nalewanie do butelek, przelewam cydr do nowego naczynia, ostrożnie żeby z dna nie zaciągnąć (zbyt wiele) osadu, który zgromadził się tam podczas leżakowania. Przy okazji przelewania cydr zostaje wymieszany, dzięki czemu do każdej butelki wlejemy „to samo” – zarówno pod względem smaku jak i klarowności.
Zarówno przelewanie jak i późniejsze butelkowanie trzeba robić delikatnie, doprowadzając wężyk jak najbliżej dna docelowego naczynia – lanie z góry, z rozpryskiem powoduje napowietrzenie cydru, a to jest absolutnie niepożądane.
Na tym etapie warto również dodać cukier do refermentacji: najpierw dobrze rozpuścić w np. 0,5 cydru, a następnie wlać i spokojnie wymieszać. Dzięki temu każda butelka będzie tak samo nagazowana. Chociaż w tym przypadku chciałem mieć kilka butelek „bez gazu”, więc dodawałem cukier potem, bezpośrednio do butelek.
W nalewaniu do butelek przydatna jest taka specjalna rurka zakończona zaworkiem, który puszcza płyn dopiero po dociśnięciu do dna. Bardzo sprawnie i czysto można dzięki temu obsługiwać kolejne butelki. Zwykle robię tak, że mając rurkę w środku napełniam butelkę praktycznie do pełna – po wyciągnięciu pozostaje akurat odpowiednia wolna objętość.
Wygodniej jest butelkować z fermentora wyposażonego w kranik, ale jak widać z damy też nie jest to żaden problem. Jedyna „komplikacja” to początkowe zaciągnięcie cydru do wężyka: można do tego wykorzystać specjalną pompkę, niektórzy napełniają wstępnie wężyk wodą – ja po prostu zaciągam ustami i nigdy nie miałem z tego powodu problemów; bakterie, które mamy w ustach nie czują się dobrze w kwaśnym alkoholowym środowisku.
Zdjęcie 3 – Nalewanie do butelek
Jako że nie zrobiłem tego wcześniej, ostatni dzwonek, żeby dodać cukier (nie trzeba mieszać, sam się rozpuści):
Zdjęcie 4 – Cukier do refermentacji
I już można kapslować. Ja używam takiej kapslownicy:
Zdjęcie 5 – Kapslownica
Jest bardzo wygodna, nie wymaga użycia dużej siły, i można za jej pomocą zamykać butelki o przeróżnej wysokości: małe bączki 0,33L, takie od piwa, od szampana, a i wyższe również by się zmieściły.
Oryginalnie w komplecie z kapslownicą jest nasadka do zamykania kapsli 26mm, czyli takich standardowych od piwa. Butelki od szampana mają szerszą szyjkę i pasują do nich kapsle 29mm, do których potrzebna jest większa końcówka. Końcówki się zwyczajnie wkręca.
Zdjęcie 6 – Różne wielkości kapsli i końcówek do kapslownicy (26mm i 29mm)
Bolec ze sprężyną jest elementem kapslownicy: wchodzi w środek końcówki pomagając „wypchnąć” butelkę, która po zakapslowaniu wcale nie ma ochoty opuścić kapslownicy – zwykle trzeba ją trochę pociągnąć, nie tyle w dół co raczej na bok, i wtedy puszcza.
Zdjęcie 7 – Zamykanie butelki od szampana
Dlaczego daję kapsle na butelki od szampana? Jest z nimi zdecydowanie mniej zachodu niż z korkami i koszyczkami, no i też są sporo tańsze. Fakt, że nie wyglądają tak elegancko – ale w razie potrzeby nie problem zamienić kilka egzemplarzy na korek 🙂
Po zakapslowaniu następuje najtrudniejszy etap: czekanie, które w zależności od temperatury oraz pozostałej przy życiu populacji drożdży, może potrwać nawet kilka miesięcy. Niektórzy w celu przyspieszenia tego procesu dodają przed butelkowaniem trochę (1/10 dawki) drożdży oraz pożywkę, ale ja nigdy tak nie robiłem.
Zwykle co jakiś czas otwieram jedną butelkę, żeby przekonać się „czy już”, ale tym razem podejdziemy do sprawy bardziej „profesjonalnie”:
Zdjęcie 8 – Monitorowanie refermentacji
Przy okazji chcę sprawdzić, czy to coś zmienia czy używa się do refermentacji glukozy czy zwykłego cukru. Czy glukoza refermentuje szybciej, czy cukier da większe ciśnienie, czy bąbelki będą różne, czy będzie różnica w smaku? Odpowiedzi już za kilka miesięcy 😉
Z tymi pozostałościami pirosiarczynu w butelce chodziło mi o to, żeby pokazać że to niczemu nie szkodzi, bo przekłada się na bardzo umiarkowaną dawkę, więc jeśli płucze się butelkę piro nie trzeba koniecznie czekać jak wyschnie. Ale oczywiście nie jest to żaden precyzyjny sposób, bo nigdy nie wiadomo ile dokładnie tego płynu pozostanie.
Typową dawką jaką można stosować po fermentacji w celu zabezpieczenia przed utlenianiem i ew. infekcjami jest 50ppm. Właściwie to warto dać już na czas leżakowania, nie czekać na samo butelkowanie. Stosowałem z powodzeniem – nie jest to ilość wyczuwalna w smaku, nie powoduje też problemów z refermentacją w butelce. Cydry były stabilne, niektóre stoją ponad rok i nic się z nimi nie dzieje. 5 lat to trochę za długo jak dla cydru – 1-2 lata to takie optimum; cydry nie przechowują się tak dobrze jak niektóre wina, z czasem zaczynają tracić.
Mam pytanie odnośnie siarkowania przed butelkowaniem. Praktykowałeś dawkę ~50ppm/1l (1g/10l) lub inną pirosiarczynu potasu po leżakowaniu bezpośrednio przed butelkowaniem? Z artykułu wynika, że z premedytacją zadajesz dawkę roztworu piro do butelki (nie czekając na wyschnięcie butelki), ale osobiście wolę usystematyzować dawkę. Wiem, że działanie piro zależy od wielu czynników, ale te łatwiej przewidzieć/zmierzyć niż ilość kropli w butelce po sterylizacji. Moich cydrów nie siarkowałem (działam na soku pasteryzowanym NFC) i nie miałem problemów z utlenianiem w butelkach, ale do tej pory wszystkie opróżniałem do pół roku od butelkowania. Nosze się z zamiarem aby część butelek z każdej partii trzymać dłużej (ok 2-5 lat) i nie chciałbym tego stracić, bo źle zabezpieczyłem cydr. Staram się aby warunki były sterylne na każdym etapie produkcji, ograniczam kontakt z powietrzem do absolutnego minimum. Możliwe, że moja przezorność jest nadmierna, ale wolę zapobiegać niż dawać na rurki. Pozdrawiam serdecznie i życzę udanych fermentacji.
Przy stewii zwróć uwagę na skład słodzika, bo najczęściej około 4% to ekstrakt ze stewii, a 96% to jakiś chemiczny zapychacz. Wszędzie piszą, że stewia jest kilkadziesiąt lub kilkaset razy słodsza od sacharozy, a kiedy przychodzi co do czego to każą wsypywać tylko 2-3 razy mniej łyżeczek niż białego cukru. Czysty ekstrakt jest tak słodki, że nie da się go podzielić na butelki, więc z niego zrezygnowałem.
Ciekawy eksperyment z Renetą, będę czekał na wyniki 🙂
O erytrytolu nie słyszałem. Dosładzałem ksylitolem (cukrem brzozowym) i stewią, ale nie porównywałem. Te wszystkie próbki, które teraz zrobiłem są wytrawne, żeby można je było porównać. Jestem w trakcie robienia jednego naturalnie słodkiego cydru – ze Złotej Renety. Zlałem go znad osadu jak miał SG 1.050, potem ponownie jak miał 1.040, co go zdecydowanie zdemotywowało: minęło sporo czasu, obecnie jest na poziomie 1.038 i mam nadzieję że ostatecznie zatrzyma się koło ~1.030. Na razie mój backlog eksperymentów „todo” rośnie i rośnie. Słodziki wpisałem na listę 😉
Dzięki za informacje, że piro potasu nie ma gryzącego zapachu. Ja szczotkę do mycia butelek mocuje na wiertarkę i każdą butelkę szoruje od środka kilka sekund, a potem płuczę w piro sodu. Robiłem test cukier vs glukoza, ale ostatecznie nie zauważyłem różnic. Wszystkie cydry wytrawne? Nie dodajesz czegoś na słodkość? Liczę na jakiś teścik słodzików i cukrów niefermentowalnych 🙂 Stosuję ksylitol, a testowo zrobiłem z erytrytolem.