Cydr z Dabinett

Siedem lat – tyle musiałem czekać na pierwszy jednoodmianowy cydr z Dabinett. Było warto 🙂

Jabłonkę odmiany Dabinett zasadziłem w marcu 2017r. Sadzonkę – jednoroczne drzewko – ściągnąłem z Anglii, z Welsh Mountain Cider. Pierwsze owoce pojawiły się już po 3-4 latach, ale było ich bardzo niewiele – za mało żeby nastawić samodzielny cydr. W 2022r. jabłek było już całkiem sporo, ale wtedy byłem bardzo zajęty remontem, nie dopilnowałem oprysków, i praktycznie wszystkie jabłka pogniły. Większość drzewek w sadzie miała wówczas problem – taki trafił się sezon. Dopiero w ubiegłym roku zebrałem pierwsze konkretne plony!

Od września, odkąd zaczęły dojrzewać inne odmiany, chodziłem wokół Dabinett’a i patrzyłem „czy to już?”. Wiedziałem, że jest to późna odmiana, ale nie za bardzo wiedziałem jak te jabłka powinny wyglądać kiedy dojrzeją. Pierwsze sztuki zacząłem zrywać z początkiem października, ale zdecydowanie nie był to jeszcze dobry moment. Ostatecznie wytrzymałem do początku listopada, bo wtedy wreszcie niektóre jabłka zaczęły opadać. Wciąż były twarde i nieco zielonkawe, ale uznałem, że skoro same spadają, to takie powinny być – szczególnie, że te co spadły nie były robaczywe i nic im ogólnie nie dolegało.

Oberwałem jabłka z całego drzewa, za wyjątkiem kilku sztuk, które zostawiłem na próbę, żeby zobaczyć czy w przyszłości warto poczekać jeszcze nieco dłużej. Warto 🙂 W połowie listopada, pozostałe na drzewie owoce nabrały jeszcze ładniejszego rumieńca!

Zerwane z początkiem listopada jabłka potrzymałem w garażu przez 2 tygodnie – przez ten czas ładnie doszły. Spokojnie można by potrzymać je dłużej, no ale nie wytrzymałem 🙂

Najbardziej dojrzałe egzemplarze wyglądały tak:

Z wyglądu jabłka jak jabłka – natomiast w smaku zdecydowanie różnią się od tego co kojarzymy z jabłkami. Są gorzkie, mdłe i do tego strasznie trzeba się napracować, żeby je pogryźć – nie dlatego że są twarde, ale dlatego że mają bardzo włóknistą strukturę. Gryzie się to i gryzie. Do spożycia na surowo wyłącznie dla koneserów 🙂

Zgodnie z teorią, sok z Dabinett’a ma bardzo mało kwasu – według pomologii (patrz: Angielskie jabłka na cydr), powinno to być rzędu 1,8g/L. I faktycznie! Mój pomiar wykazał zawartość kwasu na poziomie 1g/L, natomiast miernik pH pokazał 5,2 (!).

To będzie bardzo dobra odmiana do mieszania z powszechnie dostępnymi deserowymi odmianami, które typowo mają zbyt dużo kwasu! Ale na razie chciałem zobaczyć jak będzie smakował jednoodmianowy cydr. Oczywiście 1g/L kwasu to za mało, więc trzeba „wyregulować” dodając kwas jabłkowy. Jak na złość, po przeprowadzce gdzieś zapodział mi się pojemnik z kwaskiem, więc na razie kontynuowałem bez…

Wymyśliłem sobie, że skoro już mam sok z cydrowych odmian, to oczywiście muszę zrobić keeving. Tak więc dodałem PME oraz CaCl, i tak przygotowany nastaw zostawiłem w garażu. Niestety, już po dwóch dniach – zanim pektynowy kożuch porządnie się uformował – pojawiły się pierwsze oznaki fermentacji. Podejrzewam, że powodem tego wczesnego startu była zbyt wysoka temperatura (~14C), w połączeniu ze zbyt wysokim pH. Trzeba było ten sok dokwasić… Chcąc nie chcąc, zrezygnowałem z keevingu i przelałem nastaw do dam. Na dnie oryginalnego pojemnika pozostała gęsta pektynowa galaretka:

Przy deserowych odmianach nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło! 🙂

Po przelaniu do dam, dodałem do nastawu kwasek jabłkowy, który wreszcie odnalazłem – aż do osiągnięcia zawartości kwasu na poziomie ~4g/L. Taka zawartość jest według mnie optymalna dla cydru.

Na poniższym zdjęciu widać dokwaszony nastaw niedługo przed fermentacją:

W górnej części unoszą się wytrącone pektyny. Myślę, że jest to konsekwencja działania PME i CaCl, bo te dodatki powodują wytrącanie pektyn a nie ich degradację, jak ma to miejsce w przypadku normalnego pektoenzymu.

W trakcie fermentacji, pektyny te uległy rozdrobnieniu i osiadły na dnie w postaci dość grubej warstwy łatwo wzbijającego się osadu. Poniżej ta sama dama, kilka tygodniu po zakończeniu fermentacji, w towarzystwie dam z cydrem z deserowych odmian:

Tak sklarowany cydr zabutelkowałem, a następnie pozostawiłem w temperaturze ~20C, żeby się nagazował.

Wytrzymałem 6 tygodni 🙂 Poniżej buteleczka cydru z Dabinett na chwilę po otwarciu. Wygląda na dużo jaśniejszy niż w powyższej damie, ale to jest ten sam cydr – różnica wynika z mniejszej objętości.

Jak oceniam ten cydr?

Przede wszystkim ma ładny zapach, nie bardzo intensywny, ale zdecydowanie mający w sobie taką charakterystyczną „cydrową nutę”, której nigdy nie doświadczyłem w cydrach z odmian deserowych. Do tego bardziej się pieni i ta pianka utrzymuje się przez chwilę po nalaniu. Również w ustach sprawia takie „miękkie” wrażenie.

Jeśli chodzi o kwasowość, to wspomniane ~4g/L kwasu okazało się w sam raz. Pomimo, że cydr był odfermentowany „do końca”, nie czuć w nim kwasu, jak również nie jest mdły.

Smaku nie potrafię jednoznacznie opisać. Na pewno jest w nim nieco goryczki i czuć że jest odrobinę ściągający w ustach – ale tak odpowiednio. Być może drzewko jest jeszcze młode i ta taniczność z czasem się jeszcze wzmocni; zobaczymy w kolejnych latach. Do tego da się wyczuć delikatne nuty cytrusowe – chociaż to, podejrzewam, jest sprawką konkretnego szczepu drożdży (użyłem AC-4). Na koniec, po przełknięciu, pozostaje delikatny „brettowy” posmak – akurat ta komponenta nie wszystkim moim degustatorom przypadła do gustu; chociaż mnie osobiście odpowiada.

Ogólnie oceniam ten cydr jako bardzo dobry. Próbowałem go na przemian z kilkoma cydrami z odmian deserowych: jest zupełnie inny, bez porównania lepszy.

Chociaż wciąż – nie jest to dokładnie to czego szukam… „Cydrowe nuty” owszem są, ale mogłyby być wyraźniejsze. Mogło by być więcej aromatów. Posmak mógłby być ciekawszy. Ale i tak jestem bardzo zadowolony! Poza tym nie byłoby zabawy, gdybym osiągnął ideał już za pierwszym podejściem 🙂

Jeden komentarz do “Cydr z Dabinett

  1. Gratulacje i dziękuję za opis 🙂

    Co do „brettowego” posmaku po przełknięciu…
    W tym rok uzepsuła mi się spooora porcja cydru. Dostała jakiejś infekcji (?) i własnie ma taki posmak. Tylko w poziomie dość intensywnym, tak że cydr dla mnie jest niepijalny… (czy to brett czy bakterie tego nie wiem…)
    Ale po analize problemu wyszło mi, że przyczyną było zbyt długie przetrzymanie cydru po fermentacji w wysokim pH (było powyżej 4…).
    Także, podejrzewam, że u Ciebie też początkowe pH było za wysokie i to własnie było przyczyną problemu.
    Tak patrząc na doświadczenia z winiarstwa, to 3.2-3.4, max w przypadku fermentacji soku wydaje się odpowiednie.

    PS. Co do dokwaszania, pytanie, czy kwas jabłkowy jest odpowiedni…?
    to jest kwas niestabilny biologicznie, łatwo ulega FJM… Także może lepiej kwas cytrynowy albo winowy? Albo jakaś mieszanka?
    Kwas askorbinowy także się dodaje, w celu ochrony przed utlenieniem oraz zmniejszenia ryzyka rozwoju dzikich drożdży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *