Szczepienie drzewek jest jednak dla ludzi! Po kilku sezonach mniej lub bardziej spektakularnych porażek, nareszcie mogą pochwalić się spektakularnym sukcesem! 🙂
Okazuje się dobra technika to nie wszystko – równie istotne jest żeby trzymać się właściwych terminów! Złączone fragmenty potrzebują ciepła żeby się zrosnąć, a przy tym bardzo źle znoszą przymrozki. To właśnie w zbyt wczesnym terminie przeprowadzania zabiegów upatruję przyczynę moich dotychczasowych niepowodzeń.
Dobry cydr wymaga trochę doświadczenia, dużo czasu, no i odpowiednich jabłek. Niestety, jabłka typowo cydrowych odmian, jako niszowe i nie nadające się zbytnio do żadnych innych zastosowań, nie są zbyt popularne wśród sadowników i – co tu dużo mówić – są u nas kompletnie nieosiągalne. Chcąc zapewnić sobie do nich dostęp, pozostaje samemu zasadzić odpowiednie drzewka.
Tylko skąd je wziąć? Jak na razie sytuacja wygląda tak, że szkółka mająca w ofercie sadzonki cydrowych jabłoni jest u nas bodajże jedna, a oferta jest niewielka i ogranicza się raptem do kilku odmian. Dużo lepiej sytuacja wygląda za granicą, w szczególności w Anglii – ale o ile da się od nich takie drzewka sprowadzić, to jest z tym jednak trochę zachodu, no i koszta rosną.
Warto wiedzieć, że istnieje zdecydowanie prostsza i też nie da się ukryć tańsza alternatywa – zamiast kupować całe drzewka, można kupić same gałązki/zrazy i we własnym zakresie je sobie zaszczepić. Do szczepienia można wykorzystać rosnącą już w ogródku inną jabłonkę, i bynajmniej nie trzeba się przy tym ograniczać do szczepienia na niej wyłącznie jednej odmiany! Można też oczywiście zrobić sobie ze zrazów własne sadzonki – i to na przynajmniej dwa różne sposoby! Nie trzeba przy tym mieć jakichś magicznych sadowniczych umiejętności czy lat doświadczenia! Szczepienie jest dla ludzi! 🙂 Także w ramach inspiracji – kilka słów o tym co mi się takiego w tym roku udało.
Jak co roku, również w tym sezonie zamówiłem sobie na Ebay’u zrazy kilku cydrowych odmian. A nuż się uda… Zwykle zamawiałem je koło kwietnia, ale zdarzały się problemy z dostępnością konkretnych odmian, no i też zrazy przychodziły dość cienkie – najwyraźniej robiłem to zbyt późno. Tak więc w tym roku postanowiłem działać wcześniej – złożyłem zamówienie już w lutym, i po kilku dniach otrzymałem przesyłkę. Gałązki jak zwykle przyszły w woreczku strunowym, z kawałkiem wilgotnego ręcznika papierowego w środku.
Ponieważ planowałem szczepienie na rosnącym w ogródku drzewie, nie mogłem szczepić tych gałązek od razu – wciąż zapakowane w woreczek z ręcznikiem, wsadziłem po prostu do lodówki, gdzie przeleżały do końca kwietnia.
Kiedy wreszcie pogoda się trochę ustabilizowała i było małe ryzyko wystąpienia przymrozków – przystąpiłem do działania. Szczerze mówiąc, nie spodziewając się zbytnich sukcesów, nie zadałem sobie trudu żeby porobić jakieś zdjęcia. Gałązki szczepiłem metodą „whip and tongue”, czyli z tak zwanym „języczkiem”. A Internecie można znaleźć wiele znakomitych poradników jak się do tego zabrać.
Gdy po trzech tygodniach przyszedłem na kontrolę, zaskoczył mnie taki widok:
Przyjęło się ponad 80% zaszczepionych gałązek! Ba, jedna nawet zakwitła i w perspektywie kolejnych tygodni zawiązało się na niej jabłuszko!
Niestety, jabłuszkiem w dalszej kolejności zainteresował się robaczek, który skutecznie acz przedwcześnie sprowadził je na ziemię 🙁
Niemniej jednak, na koniec sezonu sytuacja prezentuje się imponująco. Wszystkie gałązki ładnie urosły i dobrze rokują na kolejny rok:
W międzyczasie, podbudowany sukcesem z gałązkami, postanowiłem spróbować szczęścia z robieniem całych sadzonek.
W tym celu kupiłem 50 sztuk jednorocznych siewek Antonówki (raptem 1zł sztuka na Allegro):
I zabrałem się za szczepienie oczek. Szczepienie oczek robi się w dwóch terminach: albo w czerwcu (wykorzystując do tego oczka z ubiegłorocznych przyrostów – wtedy jest szansa, że wypuszczą jeszcze w tym samym sezonie), lub w lipcu/sierpniu (używając już tegorocznych oczek – wtedy puszczają dopiero na wiosnę).
Szczepienie z początkiem czerwca wyglądało tak:
Po kilku tygodniach ściąłem te sadzonki ~1 cm nad oczkiem i – voilà! – znowu się udało 🙂 Przyjęła się więcej niż połowa oczek!
Przyrost na koniec sezonu jest całkiem pokaźny:
Drugie szczepienie zrobiłem w sierpniu:
Ale tutaj na efekty będę musiał poczekać do wiosny. Nie wiem jakie są zalety poszczególnych terminów, ale skoro szczepienie w czerwcu daje rezultaty jeszcze w tym samym sezonie, ta opcja wydaje mi się bardziej atrakcyjna.
Podbudowany sukcesem, na przyszły sezon zamówiłem kilkanaście zrazów francuskich cydrowych odmian. Planuję zrobić z nich sadzonki szczepiąc przez stosowanie – mniej więcej tak jak to opisywał na forum Wojtek: link. Będę ponownie szczepił na Antonówce, bo może i wchodzi w okres owocowania relatywnie późno, ale daje duże i bardzo odporne drzewa – w sam raz do ogródka. Co z tego wyjdzie – zobaczymy, ale bazując na tegorocznych doświadczeniach jestem bardzo dobrej myśli! 🙂
Jeśli ktoś chce spróbować szczęścia ze szczepieniem cydrowych odmian, zachęcam do zapisania się na przyszłoroczne zrazy: tutaj.
A jakie odmiany masz/ z jakich odmian będziesz miał zrazy?
Oczywiście, żaden problem. Zapisałem sobie, skontaktuję się w lutym, jak potnę i rozliczę ile czego mam.
Cześć, super blog i poradnik. Gratuluję. Od kiedy kilkanaście lat temu miałem okazję spróbować angielskich cydrów zakochałem się w tym cudownym napoju. Próbowałem wielokrotnie zrobić coś podobnego, ale z powodu braku odpowiednich jabłek różnie bywało (spektakularna porażka z Antonówką – straszny kwach ). Teraz mam sad i miejsce na jabłonie, więc chcę posadzić odmiany cydrowe. Mam więc pytanie, czy mógłbym liczyć na Twoją szczodrość i zrazy z Twoich jabłonek? Byłbym bardzo wdzięczny. Pozdrawiam Karol
Pingback: Radość z jabłek | projekt CYDR