Ale ten czas leci. Ani się obejrzałem a minął miesiąc odkąd ostatnio doglądałem moich cyderków. Nie wyglądały jakby szczególnie się za mną stęskniły, ani też niczego pilnie ode mnie nie potrzebowały – tym razem obyło się bez żadnych infekcji!
Pracowicie zlałem kilkanaście damek znad osadu, a z jesiennego miksu Goldenów, Jonagoredów, Championów i kilku niedobitków Lobo – strasznie źle się przechowują, a spędziły w garażu raptem dwa tygodnie – wycisnąłem 30-kilka litrów soku. Ot, taki typowy cydrowy weekend 🙂