Jesień z cydrem

Ale ten czas leci. Ani się obejrzałem a minął miesiąc odkąd ostatnio doglądałem moich cyderków. Nie wyglądały jakby szczególnie się za mną stęskniły, ani też niczego pilnie ode mnie nie potrzebowały – tym razem obyło się bez żadnych infekcji!

Pracowicie zlałem kilkanaście damek znad osadu, a z jesiennego miksu Goldenów, Jonagoredów, Championów i kilku niedobitków Lobo – strasznie źle się przechowują, a spędziły w garażu raptem dwa tygodnie – wycisnąłem 30-kilka litrów soku. Ot, taki typowy cydrowy weekend 🙂

Czytaj dalej

Prince

Książę pozostał niewzruszony. No, może zrobił się nieco bardziej żółty, no i trochę tłuściejszy w dotyku – ale ogólnie sprawiał wrażenie, że w garażu jest mu bardzo dobrze i chętnie spędziłby tam więcej niż te raptem kilkanaście dni.

Następnym razem potrzymam go dłużej, aż zmięknie – ale na ten raz wystarczy już tego leżakowania, szczególnie że pogoda ładna, a i plan na weekend nieszczególnie napięty.

Czytaj dalej

Złe drożdże

Czytając swego czasu tę książkę, natknąłem się na ciekawą wzmiankę dotyczącą użycia do fermentacji cydru „złych” drożdży, konkretnie szczepów Brettanomyces.

Do tej pory te drożdże występowały w mojej świadomości głównie w kontekście mikroorganizmów, których zasadniczo należy unikać, ponieważ ich obecność jest źródłem nieprzyjemnych aromatów (zapach obejścia, końskiego potu, skóry, etc.) – a tu proszę, ktoś celowo używa ich do fermentacji!

Opis brzmiał dość zachęcająco, a ponieważ nie sądzę żebym miał wcześniej (nie)przyjemność przekonać się na własnym nosie/podniebieniu co konkretnie znaczą powyższe określenia, przy czym bardzo mnie interesuje na ile te niuanse faktycznie bywają wyczuwalne – naturalnie postanowiłem spróbować 🙂

Czytaj dalej