Wychodzi na to, że w ubiegłym sezonie miałem sporo szczęścia, że udało mi się zatrzymać fermentację i zrobić naturalnie słodki cydr. Myślę, że niebagatelne znacznie miało to, że zaczynałem od klarownego soku.
W tym roku sok nie miał absolutnie żadnych planów, żeby porzucić osad, co najwyraźniej było drożdżom na rękę, bo pomimo wielokrotnie powtarzanego zlewania, nie udało mi się ani trochę spowolnić fermentacji. Może zacząłem zlewać zbyt późno, a może od początku sok był zbyt bogaty w substancje odżywcze, przez co z góry byłem skazany na porażkę – tak czy siak, pomimo że temperatura oscylowała w granicach 10-12oC, po raptem kilku tygodniach SG spadło do 1.020 i wszystko wskazywało na to, że od całkiem wytrawnego cydru dzieli mnie jeszcze raptem tydzień lub dwa.
Chcąc ratować resztki cukru wstawiłem fermentor do lodówki, gdzie w temperaturze ~0oC drożdże nareszcie zaprzestały konsumpcji, choć wiadomo że tylko tymczasowo – ale dzięki temu zyskałem czas, żeby pomyśleć nad „planem B”.