Trochę czasu minęło, odkąd uruchomiłem listopadową serię eksperymentów – czas na pierwsze obserwacje.
Drożdże, podejście drugie
Nareszcie doczekałem się na dwie ostatnie przesyłki z drożdżami! Poskąpiłem, bo kupowałem pojedyncze sztuki za kilka złotych, a najtańsza rejestrowana opcja kosztowała kilkanaście – więc wziąłem zwykłe listy… I to był błąd 🙂
Czekałem, czekałem… aż wreszcie, po niemal dwóch tygodniach (licząc oczywiście od daty na stemplu), znalazłem w skrzynce pierwszą kopertę – po drugą, tydzień później, musiałem biegać na pocztę, bo rzekomo nie zmieściła się do skrzynki i zastałem awizo… A biegać musiałem dwa razy, bo za pierwszym trafiłem na kolejkę na oko 30 minut czekania 😉 Ech, ta Poczta… Gdyby to były jeszcze jakieś mniejsze miejscowości – ale Rzeszów->Kraków: 11 dni, Kielce->Kraków: 17 dni !?
Tym samym, trzy lata po poprzednim podejściu, zabieram się za nowy test drożdży!
Nie tylko chłód
O rany, ile mam pomysłów czym chciałbym się zająć w dalszej kolejności! I ciągle przybywa nowych 🙂 Jak na to wszystko znaleźć czas? W totka wciąż jestem na minusie, więc póki co pracować trzeba – a jak już nie trzeba to i tak zwykle wypada się zająć czymś innym… I tak leci.
Zdarza się, że wstaję w weekend o szóstej, tylko po to żeby wreszcie mieć te kilka godzin w jednym kawałku – spokojnie posiedzieć, pomyśleć, zanotować. Takie rozwiązanie sprawdza się całkiem nieźle, a i w sumie odkąd przestałem mielić kawę „w środku nocy”, przestało być to postrzegane przez resztę domowników jako skrajnie nienormalne 😉