Ładna pogoda zapoczątkowała ciąg wydarzeń, w efekcie którego – gdy już uporałem się z wertykulacją trawnika i szeregiem innych, wskazanych mi jako „niecierpiące zwłoki” ogrodowych czynności (w czym, sądząc po odczuciach „dzień po”, kluczową rolę odegrały mięśnie pleców) – w końcu zerwałem i wyzbierałem wszystkie jabłka 😉
Bywają sezony kiedy jabłka liczy się na sztuki – w tym roku liczymy je na skrzynki 🙂 I z całym szacunkiem dla mojej cydrowej misji: część zostawię do zjedzenia (z cichą nadzieją że ktoś może pokusi się o zrobienie szarlotki 🙂 ), a część przerobię na sok – taki zwyczajny, do picia.