Ale się sfrajerowałem! Tyle jabłek zmarnowałem!
Pal sześć jabłka – tyle roboty, i przede wszystkim tyle czasu na nic!
Trudno, mam nauczkę na przyszłość. Czasem trzeba uczyć się na własnych błędach, chociaż zdecydowanie wolałbym na cudzych :/
Ale się sfrajerowałem! Tyle jabłek zmarnowałem!
Pal sześć jabłka – tyle roboty, i przede wszystkim tyle czasu na nic!
Trudno, mam nauczkę na przyszłość. Czasem trzeba uczyć się na własnych błędach, chociaż zdecydowanie wolałbym na cudzych :/
W cydrowej piwniczce przybył kolejny rządek dam. Tym razem w słusznej sprawie sok oddały: Champion, Rubinola, Mutsu i Gloster. Te dwa ostatnie bardzo przyjemnie w wyciskaniu: miąższ po zmieleniu był sypki i bardzo szybko dało się go odcisnąć praktycznie „do sucha”.
W pamięci na pewno zapadnie mi Gloster – raz ze względu na oryginalny wygląd miąższu, a dwa ponieważ podczas jego mielenia zepsuł mi się mój wiertarkowy blender. I choć udało mi się dokończyć, muszę zdecydowanie przyspieszyć prace nad nową maszyną do rozdrabniania.
W kolejce czeka już Boskoop, ale nie będę się rozkładać z robotą dla jednej odmiany. Liczę że niedługo pojawi się więcej tzw. zimowych odmian, choć żaden z handlarzy nie potrafi mi konkretnie odpowiedzieć ile jeszcze, i jakie, się pojawią. Jedyne co udało mi się ustalić, to że jeszcze tydzień, dwa i będą Idared’y.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, biegnijcie kupić Złotą Renetę – wciąż jest na to czas!
Takiej zawartości cukru w soku jeszcze nie widziałem!
Wszystko zaczęło się od tego, że postanowiłem zrobić keeving. Nic z tego ostatecznie nie wyszło – jak kiedyś mi się uda to napiszę o co w tym chodzi – niemniej jednak uważam że eksperyment nie zakończył się kompletnym fiaskiem, i choć nie osiągnąłem założonego rezultatu, to i tak zrobiłem coś ciekawego 🙂