Delegacje mają zbawienny wpływ na czytelnictwo. Za każdym razem jak gdzieś jadę, zabieram ze sobą stosik nieprzeczytanych gazet, które uparcie prenumeruję, ale zwykle nie mam czasu skonsumować. Ponieważ takie podróżowanie składa się w większości z czekania (a to na samolot, potem żeby wreszcie doleciał, na pociąg, na autobus, itd.) – wypełniam te chwile nadrabiając czytelnicze zaległości.
Delegacje również sprzyjają piśmiennictwu – bo wolne od wszystkich i wszystkiego wieczory w hotelach to wymarzone warunki, żeby coś napisać. Przynajmniej ja tak mam, że o ile czytać mogę 5 minut tu, 15 minut tam – to do pisania potrzebuję sobie usiąść, i czasem mija nawet godzina zanim luźne myśli zaczną porządkować się w jakąś sensowną treść; na szczęście potem już zwykle leci 🙂
Tym razem wywiało mnie aż do Kanady. Kraj kosmicznych odległości i… cydrów lodowych. Bo kolebką współczesnego „lodowego cydrownictwa” są rejony Quebec’u, gdzie cydr lodowy jest bardzo popularny – do tego stopnia, że zyskał osobny status prawny. Jak na tutejsze standardy jestem całkiem niedaleko – jakieś dwa centymetry na mapie, co przekłada się na raptem 500 km 😉
Czytaj dalej